Czułam się
fatalnie. Wciąż nie dowierzałam że to się stało. Ze wszystkich sił starałam się
uspokoić szalone łzy spływające mi po policzkach. Niemal cała już drżałam z
emocji.
I choć Liam
opiekował się mną już dobre dwie godziny odkąd TO się stało, ja wciąż byłam
półżywą, zrozpaczoną istotą.
Uszło ze
mnie życie.
Jego sens.
Czy to
możliwe by to Harry był moim jedynym sensem w życiu? Przecież ta myśl była
szalona. Jak i fakt że go już nie ma ze mną…
Ponownie
wybuchłam niepohamowanym płaczem, otulając się szczelniej kocem który przyniósł
mi mój chłopak.
Byłam tak
załamana, że już bardziej nie mogłam być. Jedyne czego teraz pragnęłam to po
prostu… odzyskać Harry’ego. Tak po prostu. Pragnęłam by zjawił się teraz obok
mnie, bym mogła utonąć w jego zielonych tęczówkach, ujrzeć urocze dołeczki w
policzkach i poczochrać loczki.
Poczuwszy
dłoń głaszczącą mnie po głowie, zacisnęłam mocniej powieki starając się
opanować drgawki.
- Cśśś –
uciszał mnie mój ukochany, ale choć dwoił się i troił ja nie słuchałam go.
Uparcie odgradzałam się tarczą od wszystkich, chcąc pocierpieć w milczeniu. –
Powinnaś coś zjeść. Wypić. Przespać się. Vi, musisz się wziąć w garść.
- Harry nie
żyje. – wybełkotałam, czując jak nieznośny ból kłuje mi serce. – Jak mam się
wziąć w garść?
- Vi…
Zapragnęłam
pobyć sama.
Wiedziałam
że Liama troskliwość doprowadzi mnie do jeszcze większej rozpaczy. Chciał
dobrze, ale już nic nie miało być dobrze. Z jednej strony powinnam teraz płakać
w jego ramię, ale… nie potrafiłam.
Czy to przez
to że coś łączyło mnie z Harry’m? Że przez cząstkę Evelin w sobie niewidzialna
więź łączyła mnie z tym chłopakiem? Że… może go naprawdę mocno lubiłam? Czy
bałam się przed samą sobą o tym przyznać? A może bardziej bałam się przyznać o
tym własnemu chłopakowi?
Niewykluczone
że kochałam Liama.
Przełknęłam
wielką gulę w gardle i wytarłam mokre policzki.
- Da się go
uratować, prawda? – zapytałam naiwnie. Tak bardzo wierzyłam że uzyskam
odpowiedź: ‘’Tak’’. Tak bardzo wierzyłam że zaraz Harry wleci do pokoju i
śmiejąc się powie: ‘’Ale cię nabrałem, mała!’’
Tak się
jednak nie stało. Rzeczywistość miała się inaczej.
Miałam go
już nigdy nie spotkać… Nigdy nie poczuć zapachu mięty… Ujrzeć jego uśmiechu…
Ponownie
załkałam, nie powstrzymując słonych łez. Pozwoliłam im płynąć, pozwoliłam by
serce kłuło mnie boleśnie. By fala wspomnień zalała mnie… do granic rozpaczy…
smutku… żalu…
***
W tym samym czasie.
Niall
siedział przy stole, tępo patrząc na swojego brata. Nie mógł uwierzyć że
zachowywał się tak normalnie choć to wszystko co się ostatnio wydarzyło wcale
nie było normalne.
Blondyn nie
mógł uwierzyć że Vicky chciała go uratować. Zrobiła to choć jej o to nie
prosił. Czuł do niej niesamowitą wdzięczność. Polubił ją od pierwszych chwil w
jakich ją zobaczył. Pamiętał doskonale jej wyraz twarzy gdy ujrzała go w
ręczniku.
Uśmiechnął
się do swoich wspomnień.
Wyglądała
uroczo w rumieńcach, których potem dostała. Przepraszała go piskliwym
głosikiem.
Westchnął
ciężko. Cisza ciągnąca się w jadalni przytłaczała go. Kiedyś było inaczej. Ich
rodzice rozmawiali z nimi, śmiali się. Byli kochającą się rodziną, a potem…
Zerknął na
Louisa – swojego brata którego kochał i nienawidził jednocześnie. Co za ironia
losu, czyż nie?
- Co nie
jesz? – zagadał go owy brat, pożerając właśnie kurczaka z ryżem i sosem.
Oblizywał się przy tym. – Obudź się, Śpiąca Królewno.
- Jak możesz
być taki wyluzowany i spokojny po tym co się stało? – zapytał go, siląc się na
odwagę której zawsze mu brakowało przy Louis’ie.
- A co się
stało?
- Harry się
stał! – warknął w odpowiedzi, waląc pięścią w stół. Czuł wzbierającą się w nim
złość, której po raz pierwszy raz wcale nie próbował uspokoić. – Widziałeś…
wiesz…
- Oj daj
spokój – przerwał mu zimno brat, upijając łyk mocnego czerwonego wina. – Jedz.
- Dlaczego?
- Co znowu?
– spytał, wznosząc oczy do nieba.
Ujrzał w
myślach twarz zrozpaczonej Vicky trzymającej w ramionach nieruchomego
Harry’ego.
Nie mógł
pozwolić by teraz przez niego cierpiała.
- Znam
sposób – wysapał rozłoszczony. – I jej o tym powiem.
Louis
zaśmiał się, również wstając.
- Daj spokój
Niall. Od kiedy się przejmujesz Vicky?
- Odkąd
uratowała mój tyłek – odwarknął. – Odkąd uratowała mnie od twoich parszywych
rąk!
- Nie
przesadzaj. – odparł spokojnie tamten, zabierając się za wycieranie brudnych
palców serwetką. – Było ci ze mną tutaj dobrze.
Blondyn
pokręcił przecząco głową, spuszczając lodowaty wzrok na swój talerz pełen
nietkniętego jedzenia.
- Nie,
bracie – szepnął. – Nigdy nie było dobrze. Odkąd nasi rodzice zmarli chcesz
zemsty, obwiniając o to tamtą grupę prawdziwych przyjaciół. Nic ci nigdy nie
zrobili. Uważasz że to jeden z nich, a to zupełna nieprawda. Wiesz kto to był?
– zapytał lecz jego brat milczał. – To był Antonio. Nie Liam, Zayn, Faye czy
Vicky. To nie był nawet Harry. To był Antonio. Kiedy to w końcu zrozumiesz?!
- To nie był
Antonio.
- To kto?
- Daniel.
Zamurowany
chłopak podniósł przerażony wzrok na swojego brata, czując się jak wmurowany.
- Daniel? –
powtórzył głucho. – Ten Daniel?
Książę Louis
kiwnął w odpowiedzi głową.
- Ale…
- Nie, Niall
– przerwał mu. – nic nie mów. Zdobędę to czego pragnę. Muszę tylko zdobyć tą
szkatułkę. Wtedy wszystko wróci do normy.
- Kto ma tą
szkatułkę? – spytał głupio, choć spodziewał się jakiej otrzyma odpowiedzi.
- Vicky.
- Co
zamierzasz zrobić?
- Wymiany –
odparł oschle. – Da mi szkatułkę, oddam jej Harry’ego.
- Oddasz jej
martwego chłopaka? – ironia w jego głosie była aż za bardzo wyczuwalna.
Jego brat
zaśmiał się oschle w odpowiedzi.
- Tak
naprawdę Harry wciąż żyje. Jest w stanie uśpienia.
- Więc…?
- Da się go
uratować. A teraz zbieraj się, jedziemy załatwić pewne sprawy. Poczynając od
odwiedzenia naszej drogiej Victorie.
***
Stałam
nieruchomo przed lustrem w łazience i wpatrywałam się w swoje koszmarne
odbicie. Słone łzy co chwilę zbierały się w oczach by potem swobodnie płynąć
strumieniem po moich czerwonych już policzkach.
Było mi
potwornie zimno, ale nie miałam siły iść do pokoju i poszukać jakiejś bluzy.
W domu
panowała taka cisza że śmiało mogłam wsłuchać się w swój nierówny oddech i
usłyszeć pochrapywanie Liama z salonu w który zdrzemnął się, opiekując się mną.
Opuściłam
głowę, przytłoczona.
Tak naprawdę
nie wiedziałam co robić. Jak mam teraz postąpić. Wiedziałam jedynie tylko że
utonęłam w rozpaczy i już nigdy nie ruszę do przodu.
Wtedy
właśnie ciszę wypełnił dzwonek do drzwi wejściowych.
Wmurowało
mnie. Podniosłam przerażony wzrok i zagryzłam mocno wargę.
Przez jedną
chwilę poczułam się głupio, bo pomyślałam, że to Harry.
Niepewnie
wyszłam z łazienki, walcząc ze łzami.
Nie miałam
pojęcia kto się teraz dobija do drzwi, i wcale nie miałam ochoty otwierać. Coś
jednak podkusiło mnie bym przekręciła kluczyk i otworzyła.
Zupełnie nie
przejmowałam się swoim stanem choć – spójrzmy prawdzie w oczy – był fatalny.
Zauważywszy
Nialla i Księcia Louisa przede mną zawładnęły mną dziwne uczucia. Na początku
poczułam strach, a potem już zwykłą obojętność.
- Cześć –
odezwał się Blondyn, przejętym głosem i choć lekko się uśmiechnął za nic nie
byłam w stanie odwzajemnić tego serdecznego i pełnego troski uśmiechu.
Zdałam sobie
sprawę że w ogóle pomysł z obwinianiem Nialla był żałosny. Decyzja by go
uratować była… moja. To ja tak postanowiłam. Naiwna, głupia ja. To spowodowało
że niemal zaczęłam się obarczać o śmierć Harry’ego.
- Możemy
wejść?
- Niby po
co? – nawet mój głos był przepełniony bólem.
- Musimy ci
coś powiedzieć, Vicky. Pozwól nam wejść. – poprosił mnie Blondyn.
Dziwne
milczenie Księcia Louisa spowodowało że cała się zjeżyłam. Przeniosłam na niego
badawczy wzrok lecz on wzruszył ramionami, uśmiechając się tym swoimi
diabelskim uśmiechem.
Nie miałam
pojęcia co robić dlatego też na początku westchnęłam cicho, a potem ich
wpuściłam. Skierowaliśmy się do kuchni.
- Co takiego
chcecie mi powiedzieć?
- Niall –
wtrącił się po raz pierwszy Louis, szturchając swojego brata w ramię. – nie
zapomnij po co naprawdę tu przyszliśmy.
- Umówiliśmy
się, że załatwiamy to po mojemu, prawda?
Cisza, która
zaczęła się wokół nich ciągnąć była dziwna i krępująca dla mnie samej.
- Jak się
czujesz? – zwrócił się do mnie Niall, przybierając troskliwy wyraz twarzy który
jeszcze przed sekundą był oziębły dla
własnego brata.
Żałośnie
pokręciłam głową.
- A jak mam
się czuć? – zapytałam smutno.
- Naprawdę
mi przykro…
- Daruj
sobie. – wtrącił ponownie Książę Louis, tupiąc rytmicznie nogą.
Jego brat
rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Mieliśmy
robić to po mojemu.
- O co wam
chodzi? – wtrąciłam się, ponownie czując się na uboczu. Nienawidziłam tego.
Tyle rzeczy przede mną ukrywali – i tyle głupich, nieodwracalnych rzeczy się
przez to działo.
Ponowne
ukłucie w sercu, przypominające mi o stracie i bólu, spowodowało że zacisnęłam
mocno powieki.
- Chodzi o
to że możesz uratować Harry’ego – rozpoczął Niall. – Możesz go uratować, Vi!
Naprawdę.
Otworzyłam powieki
i spojrzawszy na niego, oceniałam czy mówi prawdę.
W jego
oczach ujrzałam iskierki ekscytacji.
Więc… mówił
prawdę.
Nagle
wszystko we mnie buchnęło. Myśl że mogę go uratować, sprawić żeby tu powrócił
napawała mnie takim szczęściem, że ledwo stałam w miejscu.
- Naprawdę?
– wciąż lekko oszołomiona postanowiłam nie pokazywać jak czułam się wewnątrz.
Bałam się że mnie oszukują.
- Naprawdę –
potwierdził Blondyn zupełnie szczerze. – Jednak jest pewna sprawa…
- Zapewne
znowu czegoś będziesz od nas żądał – rzuciłam wściekle do Louisa, który
uśmiechnął się.
- Czytasz w
moich myślach?
- Nie
obierzesz mi nikogo więcej!
- Opanujcie
się! – natychmiast wtrącił się Niall, najprawdopodobniej zauważając moją nagłą
agresję. – Musimy ci coś wyjaśnić, Vi.
Zagryzłam
wargę i schowałam dłonie do kieszeni spodni. Czułam buzującą złość zmieszaną z
nutką nadziei.
Nadziei na
to że Harry mógłby zostać uratowany. Że mógłby stać obok mnie, wydzielając
zapach mięty i uśmiechając się, ukazując dołeczki.
Postanowiłam
się opanować i całą swoją uwagę skupiłam na Blondynie. Chciałam wsłuchać się w
to co mówi, ale nie potrafiłam się skupić.
- Widzisz…
ta szkatułka…
- Zaraz –
przerwałam, marszcząc czoło. – Jaka znowu szkatułka?
Popatrzyli
na mnie z niedowarzaniem, a potem Blondyn westchnął.
Lecz to nie
on się odezwał lecz Książę Louis.
- Kiedyś
dostałaś pewną szkatułkę. Od swojego dziadka, prawda? – zapytał. – Wciąż ją
masz przy sobie, bo ci o nim przypomina?
Nagle
poczułam ogromną gulę w gardle, której nie potrafiłam się pozbyć nawet kilkoma
przełknięciami.
Poczułam się
taka… jakby całe moje życie które kiedyś wiodłam stało teraz otworem i
zapraszało nieproszonych gości by na chwilkę zerknęli.
To było
straszne.
Doskonale
wiedziałam o czym mówił Louis. Mówił o moim świętej pamięci dziadku Danielu,
który tragicznie zmarł. Był moim najukochańszym dziadkiem i straciłam go będąc
nastolatką.
Jedną
rzeczą, która tak mi o nim przypominała i pomagała w czasem trudnych chwilach,
gdy zanurzałam się w wspomnieniach i żal tęsknoty ściskał moje serce, była szkatułka.
Niewielka,
ale piękna. Okrągła. Gdy się ją potrząsało tańczyły w środku płatki śniegu,
które potem dekorowały Anioła. Anioł stał z półuśmiechem przyklejonym na wargi
i czarnymi oczami. Miał szatę. Przerażał i jednocześnie przyciągał.
Zaległa cisza
podczas której chłopacy przyglądali mi się, a ja zanurzyłam się w
wspomnieniach. Starłam łzy i ponownie przełknęłam ślinę licząc że wielka gula
pójdzie sobie daleko.
- Tak –
odpowiedziałam szeptem, spuszczając załzawiony wzrok na swoje bose i
przemarznięte stopy.
- Czy
pokażesz mi ją?
- Po co ci
ona?
-
Potrzebujemy jej… - wyszeptał w odpowiedzi, przenosząc wzrok na swojego brata
który postanowił milczeć.
Blondyn z
kolei przeniósł wzrok na mnie i lekko wzruszył ramionami. Tak po prostu. Jakby
to było normalne.
- Po co wam
moja szkatułka?
Mój głos
zaczął drzeć. Nie miałam pojęcia czy z nerwów czy z prawdziwego strachu.
- Widzisz… Vi…
- rozpoczął Niall. – Jest pewna historia… Miała ona miejsce bardzo dawno temu
lecz wciąż nie rozwiązaliśmy pewnej sprawy.
Powstrzymałam
się od prychnięcia.
- Pewna
historia, pewna sprawa. Chcę szczegółów.
- Okej –
westchnął zrezygnowany. – Może usiądziemy?
Tak więc
usiedliśmy na krzesełkach przy stole, a ja wsłuchiwałam się w historię Nialla i
w pewnym momencie poczułam że odpływam…
Tak więc oto
Niall nie musiał dalej opowiadać.
Sama się tam
znalazłam.
***
Hiszpania, dawno temu.
Harry
pochylił się, wciąż trzymając dłoń Evelin. Obydwoje wsłuchiwali się w głosy
dobiegające zza drzwi.
Uchylonych
drzwi.
Z początku
chłopak nic nie potrafił dostrzec gdy jednak wyostrzył wzrok… Ujrzał Księcia
Louisa, Nialla i młodego mężczyznę, który niedbale opierał się o framugę drzwi.
- Więc? –
zagadał Louis, tupiąc nogą.
- Czego się
dowiedziałeś? – spytał wyraźnie zaciekawiony Blondyn, obgryzając nerwowo
paznokcie.
Pewnie był
głodny.
Albo
zdenerwowany.
- Wiem, że
dzięki temu – odparł młodzieniec o czarnych włosach i niebieskich oczach,
wyciągając z kieszeni swojej szaty okrągłą szkatułkę. – będziemy bezpieczni.
- Czy nasi
rodzice o tym wiedzą? – spytał Książę Lou, a jego wzrok nagle stał się
przerażony.
- Oczywiście
– przytaknął tamten. – Wiedzą o wszystkim. Jednak…
- Co takiego?
– ponownie zainteresował się Blondyn.
Evelin
niepewnie przysunęła się do Harry’ego, który przyciągnąwszy ją do siebie,
przytulił. Teraz stali, wstrzymując oddechy, wtuleni w siebie i podglądając
trzech mężczyzn, podsłuchiwali ich.
- Nie dam
wam tego teraz.
- Dlaczego? –
Lou wyglądał na rozłoszczonego. – Przecież w każdej chwili mogą nam odebrać
rodziców! Danielu!
Tamten
jednak stał, a na jego twarzy nie malowała się żadna rozpacz czy nawet smutek.
Patrzył zimno to na jednego i drugiego, powoli chowając szkatułkę z powrotem do
szaty.
- Daniel! –
krzyknął już równie przerażony Niall. – Miałeś nam pomóc!
- Nie będę
pomagał komuś kto mnie zdradził – odwarknął tamten. – Wciąż pamiętam ten dzień…
Straciłem wszystko. Przez was.
- To nie była
nasza wina! – natychmiast zaprzeczył Niall. – Nic złego nie zrobiliśmy! Błagam
Cię Danielu! Zabiją naszych rodziców! Zostaniemy sami!
Opadł na
kolana, łkając cicho.
- Będziecie
teraz cierpieć – odparł tamten spokojnie, jakby zajadając się rozkoszą swoich
słów. – jak ja kiedyś…
- Nieeeee! –
krzyknął Lou, również opadając na kolana.
Właśnie
wtedy dobiegł ich huk. Ujrzeli przez małe okienko płonący domek…
Chłopacy
załkali.
Wiedzieli
doskonale kto w tym domku się znajdował…
- Mamo!
Tato! – krzyknął Niall, waląc pięścią w okno. Czuł rozpacz. Czuł ból.
Uśmiechnięty,
tajemniczy Daniel wyszedł, pozostawiając biednych, samotnych chłopaków samych.
-----------------------
Hejo, robaczki! Jak się macie? :) W końcu weekendzik, a wraz z nim nowy rozdział! ^_^
Ciekawi mnie jak wam się spodoba ten rozdział! Zapraszam do komentowania, bo pamiętajcie że wasze opinie naprawdę mnie motywują! :*
A teraz się z wami żegnam i życzę wam miłej soboty! Xxx
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńI to bardzo!
Strasznie jestem ciekawa co będzie dalej!
I to strasznie ciekawa jestem!
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!
I to bardzo niecierpliwie!
Zapraszam -->http://onelove-direction.blogspot.com/
Dziękuję! :*
UsuńPiękny. Coraz mniej rozumiem.
OdpowiedzUsuń~Shibushi
Dziękuję!
UsuńNo i postaram się w następnym rozdziale więcej wyjaśnić! :)
Nie mogę się doczekać nexta! Cudowny! Ja chcę Harrego! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję! ^,^
UsuńJasny holender dziewczyno .. czy ty musisz być taka genialna ?!
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział kryje w sobie tyle tajemnic, że mogłabym nic nie robić tylko śledzić twoje opowiadanie.
Ta część oczywiście cudowna.. chciałabym już Harry'ego :(
Nie mogę doczekać się już kolejnego rozdziału ;d
Pozdrawiam : youknowiwilltakeyoutoanotherworld.blospot.com
Nie jestem genialna! :) Nie przesadzajmy! :*
UsuńAle mimo wszystko dziękuję, robaczku!
eej! ciekawie ; )
OdpowiedzUsuńwidze tu możliwość uratowania Harry'ego i bardzo mnie to cieszy ; d naprawdee ; d
ogólnie to uwielbiam tę historie. jest ona taka zagmatwana i tajemnicza. po prostu chce siee ją czytać ; )
bardzo mi siee podoba.
no cóż... czekam na kolejny ; dd
Cieszę się, że się cieszysz! Naprawdę! :D :)
UsuńI dziękuję!!!
Z każdym, po prostu z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zaciekawiona co Ci cię tam jeszcze w tej pięknej główce urodziło :)
OdpowiedzUsuńTo tak wciąga!!
Uratują Harry'ego? Cudownie! Cieszy mnie to, że jednak żyje :D Zaciesz na twarzy :)
Vicky.... Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Wiesz, że jesteś cudowna, kreatywna, niepowtarzalna i idealna w każdym calu?
Tyle tajemnic... Masakra :D
Czekam na następny Miśku! Buziaki ;)
Hmmm... Wiesz, że Cię kocham? Chyba to już pisałam. :*
UsuńDziękuję, kochana!
Buziaczki! :****
Ale się wciągnęłam. Niedzielne popołudnie, jutro masa testów a ja czytam twojego bloga. Coś ty ze mną zrobiła?! ♥
OdpowiedzUsuńi-believe-in-yeasterday.blogspot.com <---- Zapraszam na mój nowy blog. Nie zabraknie tu przygód, dobrych tekstów, zabawy, przyjaźni oraz miłości. Jednego możecie być pewni: w Londynie może zdarzyć się dosłownie wszystko.
Przepraszam. ^,^
UsuńJuż zaglądam!
No i co bd dalej ? Ejjj...dawaj szybko next ! :P A Lou to...dalej mam na jego temat to samo zdanie...ale rozdział cudny :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
Usuńrewelacyjny rozdział;)
OdpowiedzUsuń+ zapraszam do mnie na 37
Dziękuję.
UsuńJuż zaglądam. :)
coraz bardziej mnie zaciekawiasz ;) z każdym rozdziałem chcę więcej i więcej . nigdy nie wciągnęłam się w żadne opowiadanie, tak jak w to ;3
OdpowiedzUsuńDziękuję! :***
UsuńNa moim nowy blogu pojawił się już czwarty rozdział z perspektywy Naomi. Więc serdecznie zapraszam do czytania, komentowania, zadawania pytań i dodawania do obserwowanych (: http://justpretendingthatwerecool.blogspot.com/ Przepraszam za spam, ale zależy mi na wybiciu się z nowym blogiem w świecie blogspotu.
OdpowiedzUsuń