Archiwum!

sobota, 29 września 2012

Rozdział 19.


Czułam się fatalnie. Wciąż nie dowierzałam że to się stało. Ze wszystkich sił starałam się uspokoić szalone łzy spływające mi po policzkach. Niemal cała już drżałam z emocji.
I choć Liam opiekował się mną już dobre dwie godziny odkąd TO się stało, ja wciąż byłam półżywą, zrozpaczoną istotą.
Uszło ze mnie życie.
Jego sens.
Czy to możliwe by to Harry był moim jedynym sensem w życiu? Przecież ta myśl była szalona. Jak i fakt że go już nie ma ze mną…
Ponownie wybuchłam niepohamowanym płaczem, otulając się szczelniej kocem który przyniósł mi mój chłopak.
Byłam tak załamana, że już bardziej nie mogłam być. Jedyne czego teraz pragnęłam to po prostu… odzyskać Harry’ego. Tak po prostu. Pragnęłam by zjawił się teraz obok mnie, bym mogła utonąć w jego zielonych tęczówkach, ujrzeć urocze dołeczki w policzkach i poczochrać loczki.
Poczuwszy dłoń głaszczącą mnie po głowie, zacisnęłam mocniej powieki starając się opanować drgawki.
- Cśśś – uciszał mnie mój ukochany, ale choć dwoił się i troił ja nie słuchałam go. Uparcie odgradzałam się tarczą od wszystkich, chcąc pocierpieć w milczeniu. – Powinnaś coś zjeść. Wypić. Przespać się. Vi, musisz się wziąć w garść.
- Harry nie żyje. – wybełkotałam, czując jak nieznośny ból kłuje mi serce. – Jak mam się wziąć w garść?
- Vi…
Zapragnęłam pobyć sama.
Wiedziałam że Liama troskliwość doprowadzi mnie do jeszcze większej rozpaczy. Chciał dobrze, ale już nic nie miało być dobrze. Z jednej strony powinnam teraz płakać w jego ramię, ale… nie potrafiłam.
Czy to przez to że coś łączyło mnie z Harry’m? Że przez cząstkę Evelin w sobie niewidzialna więź łączyła mnie z tym chłopakiem? Że… może go naprawdę mocno lubiłam? Czy bałam się przed samą sobą o tym przyznać? A może bardziej bałam się przyznać o tym własnemu chłopakowi?
Niewykluczone że kochałam Liama.
Przełknęłam wielką gulę w gardle i wytarłam mokre policzki.
- Da się go uratować, prawda? – zapytałam naiwnie. Tak bardzo wierzyłam że uzyskam odpowiedź: ‘’Tak’’. Tak bardzo wierzyłam że zaraz Harry wleci do pokoju i śmiejąc się powie: ‘’Ale cię nabrałem, mała!’’
Tak się jednak nie stało. Rzeczywistość miała się inaczej.
Miałam go już nigdy nie spotkać… Nigdy nie poczuć zapachu mięty… Ujrzeć jego uśmiechu…
Ponownie załkałam, nie powstrzymując słonych łez. Pozwoliłam im płynąć, pozwoliłam by serce kłuło mnie boleśnie. By fala wspomnień zalała mnie… do granic rozpaczy… smutku… żalu…
***
W tym samym czasie.
Niall siedział przy stole, tępo patrząc na swojego brata. Nie mógł uwierzyć że zachowywał się tak normalnie choć to wszystko co się ostatnio wydarzyło wcale nie było normalne.
Blondyn nie mógł uwierzyć że Vicky chciała go uratować. Zrobiła to choć jej o to nie prosił. Czuł do niej niesamowitą wdzięczność. Polubił ją od pierwszych chwil w jakich ją zobaczył. Pamiętał doskonale jej wyraz twarzy gdy ujrzała go w ręczniku.
Uśmiechnął się do swoich wspomnień.
Wyglądała uroczo w rumieńcach, których potem dostała. Przepraszała go piskliwym głosikiem.
Westchnął ciężko. Cisza ciągnąca się w jadalni przytłaczała go. Kiedyś było inaczej. Ich rodzice rozmawiali z nimi, śmiali się. Byli kochającą się rodziną, a potem…
Zerknął na Louisa – swojego brata którego kochał i nienawidził jednocześnie. Co za ironia losu, czyż nie?
- Co nie jesz? – zagadał go owy brat, pożerając właśnie kurczaka z ryżem i sosem. Oblizywał się przy tym. – Obudź się, Śpiąca Królewno.
- Jak możesz być taki wyluzowany i spokojny po tym co się stało? – zapytał go, siląc się na odwagę której zawsze mu brakowało przy Louis’ie.
- A co się stało?
- Harry się stał! – warknął w odpowiedzi, waląc pięścią w stół. Czuł wzbierającą się w nim złość, której po raz pierwszy raz wcale nie próbował uspokoić. – Widziałeś… wiesz…
- Oj daj spokój – przerwał mu zimno brat, upijając łyk mocnego czerwonego wina.  – Jedz.
- Dlaczego?
- Co znowu? – spytał, wznosząc oczy do nieba.
Ujrzał w myślach twarz zrozpaczonej Vicky trzymającej w ramionach nieruchomego Harry’ego.
Nie mógł pozwolić by teraz przez niego cierpiała.
- Znam sposób – wysapał rozłoszczony. – I jej o tym powiem.
Louis zaśmiał się, również wstając.
- Daj spokój Niall. Od kiedy się przejmujesz Vicky?
- Odkąd uratowała mój tyłek – odwarknął. – Odkąd uratowała mnie od twoich parszywych rąk!
- Nie przesadzaj. – odparł spokojnie tamten, zabierając się za wycieranie brudnych palców serwetką. – Było ci ze mną tutaj dobrze.
Blondyn pokręcił przecząco głową, spuszczając lodowaty wzrok na swój talerz pełen nietkniętego jedzenia.
- Nie, bracie – szepnął. – Nigdy nie było dobrze. Odkąd nasi rodzice zmarli chcesz zemsty, obwiniając o to tamtą grupę prawdziwych przyjaciół. Nic ci nigdy nie zrobili. Uważasz że to jeden z nich, a to zupełna nieprawda. Wiesz kto to był? – zapytał lecz jego brat milczał. – To był Antonio. Nie Liam, Zayn, Faye czy Vicky. To nie był nawet Harry. To był Antonio. Kiedy to w końcu zrozumiesz?!
- To nie był Antonio.
- To kto?
- Daniel.
Zamurowany chłopak podniósł przerażony wzrok na swojego brata, czując się jak wmurowany.
- Daniel? – powtórzył głucho. – Ten Daniel?
Książę Louis kiwnął w odpowiedzi głową.
- Ale…
- Nie, Niall – przerwał mu. – nic nie mów. Zdobędę to czego pragnę. Muszę tylko zdobyć tą szkatułkę. Wtedy wszystko wróci do normy.
- Kto ma tą szkatułkę? – spytał głupio, choć spodziewał się jakiej otrzyma odpowiedzi.
- Vicky.
- Co zamierzasz zrobić?
- Wymiany – odparł oschle. – Da mi szkatułkę, oddam jej Harry’ego.
- Oddasz jej martwego chłopaka? – ironia w jego głosie była aż za bardzo wyczuwalna.
Jego brat zaśmiał się oschle w odpowiedzi.
- Tak naprawdę Harry wciąż żyje. Jest w stanie uśpienia.
- Więc…?
- Da się go uratować. A teraz zbieraj się, jedziemy załatwić pewne sprawy. Poczynając od odwiedzenia naszej drogiej Victorie.
***
Stałam nieruchomo przed lustrem w łazience i wpatrywałam się w swoje koszmarne odbicie. Słone łzy co chwilę zbierały się w oczach by potem swobodnie płynąć strumieniem po moich czerwonych już policzkach.
Było mi potwornie zimno, ale nie miałam siły iść do pokoju i poszukać jakiejś bluzy.
W domu panowała taka cisza że śmiało mogłam wsłuchać się w swój nierówny oddech i usłyszeć pochrapywanie Liama z salonu w który zdrzemnął się, opiekując się mną.
Opuściłam głowę, przytłoczona.
Tak naprawdę nie wiedziałam co robić. Jak mam teraz postąpić. Wiedziałam jedynie tylko że utonęłam w rozpaczy i już nigdy nie ruszę do przodu.
Wtedy właśnie ciszę wypełnił dzwonek do drzwi wejściowych.
Wmurowało mnie. Podniosłam przerażony wzrok i zagryzłam mocno wargę.
Przez jedną chwilę poczułam się głupio, bo pomyślałam, że to Harry.
Niepewnie wyszłam z łazienki, walcząc ze łzami.
Nie miałam pojęcia kto się teraz dobija do drzwi, i wcale nie miałam ochoty otwierać. Coś jednak podkusiło mnie bym przekręciła kluczyk i otworzyła.
Zupełnie nie przejmowałam się swoim stanem choć – spójrzmy prawdzie w oczy – był fatalny.
Zauważywszy Nialla i Księcia Louisa przede mną zawładnęły mną dziwne uczucia. Na początku poczułam strach, a potem już zwykłą obojętność.
- Cześć – odezwał się Blondyn, przejętym głosem i choć lekko się uśmiechnął za nic nie byłam w stanie odwzajemnić tego serdecznego i pełnego troski uśmiechu.
Zdałam sobie sprawę że w ogóle pomysł z obwinianiem Nialla był żałosny. Decyzja by go uratować była… moja. To ja tak postanowiłam. Naiwna, głupia ja. To spowodowało że niemal zaczęłam się obarczać o śmierć Harry’ego.
- Możemy wejść?
- Niby po co? – nawet mój głos był przepełniony bólem.
- Musimy ci coś powiedzieć, Vicky. Pozwól nam wejść. – poprosił mnie Blondyn.
Dziwne milczenie Księcia Louisa spowodowało że cała się zjeżyłam. Przeniosłam na niego badawczy wzrok lecz on wzruszył ramionami, uśmiechając się tym swoimi diabelskim uśmiechem.
Nie miałam pojęcia co robić dlatego też na początku westchnęłam cicho, a potem ich wpuściłam. Skierowaliśmy się do kuchni.
- Co takiego chcecie mi powiedzieć?
- Niall – wtrącił się po raz pierwszy Louis, szturchając swojego brata w ramię. – nie zapomnij po co naprawdę tu przyszliśmy.
- Umówiliśmy się, że załatwiamy to po mojemu, prawda?
Cisza, która zaczęła się wokół nich ciągnąć była dziwna i krępująca dla mnie samej.
- Jak się czujesz? – zwrócił się do mnie Niall, przybierając troskliwy wyraz twarzy który jeszcze przed sekundą  był oziębły dla własnego brata.
Żałośnie pokręciłam głową.
- A jak mam się czuć? – zapytałam smutno.
- Naprawdę mi przykro…
- Daruj sobie. – wtrącił ponownie Książę Louis, tupiąc rytmicznie nogą.
Jego brat rzucił mi wściekłe spojrzenie.
- Mieliśmy robić to po mojemu.
- O co wam chodzi? – wtrąciłam się, ponownie czując się na uboczu. Nienawidziłam tego. Tyle rzeczy przede mną ukrywali – i tyle głupich, nieodwracalnych rzeczy się przez to działo.
Ponowne ukłucie w sercu, przypominające mi o stracie i bólu, spowodowało że zacisnęłam mocno powieki.
- Chodzi o to że możesz uratować Harry’ego – rozpoczął Niall. – Możesz go uratować, Vi! Naprawdę.
Otworzyłam powieki i spojrzawszy na niego, oceniałam czy mówi prawdę.
W jego oczach ujrzałam iskierki ekscytacji.
Więc… mówił prawdę.
Nagle wszystko we mnie buchnęło. Myśl że mogę go uratować, sprawić żeby tu powrócił napawała mnie takim szczęściem, że ledwo stałam w miejscu.
- Naprawdę? – wciąż lekko oszołomiona postanowiłam nie pokazywać jak czułam się wewnątrz. Bałam się że mnie oszukują.
- Naprawdę – potwierdził Blondyn zupełnie szczerze. – Jednak jest pewna sprawa…
- Zapewne znowu czegoś będziesz od nas żądał – rzuciłam wściekle do Louisa, który uśmiechnął się.
- Czytasz w moich myślach?
- Nie obierzesz mi nikogo więcej!
- Opanujcie się! – natychmiast wtrącił się Niall, najprawdopodobniej zauważając moją nagłą agresję. – Musimy ci coś wyjaśnić, Vi.
Zagryzłam wargę i schowałam dłonie do kieszeni spodni. Czułam buzującą złość zmieszaną z nutką nadziei.
Nadziei na to że Harry mógłby zostać uratowany. Że mógłby stać obok mnie, wydzielając zapach mięty i uśmiechając się, ukazując dołeczki.
Postanowiłam się opanować i całą swoją uwagę skupiłam na Blondynie. Chciałam wsłuchać się w to co mówi, ale nie potrafiłam się skupić.
- Widzisz… ta szkatułka…
- Zaraz – przerwałam, marszcząc czoło. – Jaka znowu szkatułka?
Popatrzyli na mnie z niedowarzaniem, a potem Blondyn westchnął.
Lecz to nie on się odezwał lecz Książę Louis.
- Kiedyś dostałaś pewną szkatułkę. Od swojego dziadka, prawda? – zapytał. – Wciąż ją masz przy sobie, bo ci o nim przypomina?
Nagle poczułam ogromną gulę w gardle, której nie potrafiłam się pozbyć nawet kilkoma przełknięciami.
Poczułam się taka… jakby całe moje życie które kiedyś wiodłam stało teraz otworem i zapraszało nieproszonych gości by na chwilkę zerknęli.
To było straszne.
Doskonale wiedziałam o czym mówił Louis. Mówił o moim świętej pamięci dziadku Danielu, który tragicznie zmarł. Był moim najukochańszym dziadkiem i straciłam go będąc nastolatką.
Jedną rzeczą, która tak mi o nim przypominała i pomagała w czasem trudnych chwilach, gdy zanurzałam się w wspomnieniach i żal tęsknoty ściskał moje serce, była szkatułka.
Niewielka, ale piękna. Okrągła. Gdy się ją potrząsało tańczyły w środku płatki śniegu, które potem dekorowały Anioła. Anioł stał z półuśmiechem przyklejonym na wargi i czarnymi oczami. Miał szatę. Przerażał i jednocześnie przyciągał.
Zaległa cisza podczas której chłopacy przyglądali mi się, a ja zanurzyłam się w wspomnieniach. Starłam łzy i ponownie przełknęłam ślinę licząc że wielka gula pójdzie sobie daleko.
- Tak – odpowiedziałam szeptem, spuszczając załzawiony wzrok na swoje bose i przemarznięte stopy.
- Czy pokażesz mi ją?
- Po co ci ona?
- Potrzebujemy jej… - wyszeptał w odpowiedzi, przenosząc wzrok na swojego brata który postanowił milczeć.
Blondyn z kolei przeniósł wzrok na mnie i lekko wzruszył ramionami. Tak po prostu. Jakby to było normalne.
- Po co wam moja szkatułka?
Mój głos zaczął drzeć. Nie miałam pojęcia czy z nerwów czy z prawdziwego strachu.
- Widzisz… Vi… - rozpoczął Niall. – Jest pewna historia… Miała ona miejsce bardzo dawno temu lecz wciąż nie rozwiązaliśmy pewnej sprawy.
Powstrzymałam się od prychnięcia.
- Pewna historia, pewna sprawa. Chcę szczegółów.
- Okej – westchnął zrezygnowany. – Może usiądziemy?
Tak więc usiedliśmy na krzesełkach przy stole, a ja wsłuchiwałam się w historię Nialla i w pewnym momencie poczułam że odpływam…
Tak więc oto Niall nie musiał dalej opowiadać.
Sama się tam znalazłam.
***
Hiszpania, dawno temu.
Harry pochylił się, wciąż trzymając dłoń Evelin. Obydwoje wsłuchiwali się w głosy dobiegające zza drzwi.
Uchylonych drzwi.
Z początku chłopak nic nie potrafił dostrzec gdy jednak wyostrzył wzrok… Ujrzał Księcia Louisa, Nialla i młodego mężczyznę, który niedbale opierał się o framugę drzwi.
- Więc? – zagadał Louis, tupiąc nogą.
- Czego się dowiedziałeś? – spytał wyraźnie zaciekawiony Blondyn, obgryzając nerwowo paznokcie.
Pewnie był głodny.
Albo zdenerwowany.
- Wiem, że dzięki temu – odparł młodzieniec o czarnych włosach i niebieskich oczach, wyciągając z kieszeni swojej szaty okrągłą szkatułkę. – będziemy bezpieczni.
- Czy nasi rodzice o tym wiedzą? – spytał Książę Lou, a jego wzrok nagle stał się przerażony.
- Oczywiście – przytaknął tamten. – Wiedzą o wszystkim. Jednak…
- Co takiego? – ponownie zainteresował się Blondyn.
Evelin niepewnie przysunęła się do Harry’ego, który przyciągnąwszy ją do siebie, przytulił. Teraz stali, wstrzymując oddechy, wtuleni w siebie i podglądając trzech mężczyzn, podsłuchiwali ich.
- Nie dam wam tego teraz.
- Dlaczego? – Lou wyglądał na rozłoszczonego. – Przecież w każdej chwili mogą nam odebrać rodziców! Danielu!
Tamten jednak stał, a na jego twarzy nie malowała się żadna rozpacz czy nawet smutek. Patrzył zimno to na jednego i drugiego, powoli chowając szkatułkę z powrotem do szaty.
- Daniel! – krzyknął już równie przerażony Niall. – Miałeś nam pomóc!
- Nie będę pomagał komuś kto mnie zdradził – odwarknął tamten. – Wciąż pamiętam ten dzień… Straciłem wszystko. Przez was.
- To nie była nasza wina! – natychmiast zaprzeczył Niall. – Nic złego nie zrobiliśmy! Błagam Cię Danielu! Zabiją naszych rodziców! Zostaniemy sami!
Opadł na kolana, łkając cicho.
- Będziecie teraz cierpieć – odparł tamten spokojnie, jakby zajadając się rozkoszą swoich słów. – jak ja kiedyś…
- Nieeeee! – krzyknął Lou, również opadając na kolana.
Właśnie wtedy dobiegł ich huk. Ujrzeli przez małe okienko płonący domek…
Chłopacy załkali.
Wiedzieli doskonale kto w tym domku się znajdował…
- Mamo! Tato! – krzyknął Niall, waląc pięścią w okno. Czuł rozpacz.  Czuł ból.
Uśmiechnięty, tajemniczy Daniel wyszedł, pozostawiając biednych, samotnych chłopaków samych.
-----------------------
Hejo, robaczki! Jak się macie? :) W końcu weekendzik, a wraz z nim nowy rozdział! ^_^
Ciekawi mnie jak wam się spodoba ten rozdział! Zapraszam do komentowania, bo pamiętajcie że wasze opinie naprawdę mnie motywują! :*
A teraz się z wami żegnam i życzę wam miłej soboty! Xxx

21 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    I to bardzo!
    Strasznie jestem ciekawa co będzie dalej!
    I to strasznie ciekawa jestem!

    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział!
    I to bardzo niecierpliwie!

    Zapraszam -->http://onelove-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękny. Coraz mniej rozumiem.

    ~Shibushi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      No i postaram się w następnym rozdziale więcej wyjaśnić! :)

      Usuń
  3. Nie mogę się doczekać nexta! Cudowny! Ja chcę Harrego! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jasny holender dziewczyno .. czy ty musisz być taka genialna ?!
    Każdy rozdział kryje w sobie tyle tajemnic, że mogłabym nic nie robić tylko śledzić twoje opowiadanie.
    Ta część oczywiście cudowna.. chciałabym już Harry'ego :(
    Nie mogę doczekać się już kolejnego rozdziału ;d

    Pozdrawiam : youknowiwilltakeyoutoanotherworld.blospot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem genialna! :) Nie przesadzajmy! :*
      Ale mimo wszystko dziękuję, robaczku!

      Usuń
  5. eej! ciekawie ; )
    widze tu możliwość uratowania Harry'ego i bardzo mnie to cieszy ; d naprawdee ; d
    ogólnie to uwielbiam tę historie. jest ona taka zagmatwana i tajemnicza. po prostu chce siee ją czytać ; )
    bardzo mi siee podoba.
    no cóż... czekam na kolejny ; dd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się cieszysz! Naprawdę! :D :)
      I dziękuję!!!

      Usuń
  6. Z każdym, po prostu z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zaciekawiona co Ci cię tam jeszcze w tej pięknej główce urodziło :)
    To tak wciąga!!
    Uratują Harry'ego? Cudownie! Cieszy mnie to, że jednak żyje :D Zaciesz na twarzy :)
    Vicky.... Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Wiesz, że jesteś cudowna, kreatywna, niepowtarzalna i idealna w każdym calu?
    Tyle tajemnic... Masakra :D
    Czekam na następny Miśku! Buziaki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... Wiesz, że Cię kocham? Chyba to już pisałam. :*
      Dziękuję, kochana!
      Buziaczki! :****

      Usuń
  7. Ale się wciągnęłam. Niedzielne popołudnie, jutro masa testów a ja czytam twojego bloga. Coś ty ze mną zrobiła?! ♥

    i-believe-in-yeasterday.blogspot.com <---- Zapraszam na mój nowy blog. Nie zabraknie tu przygód, dobrych tekstów, zabawy, przyjaźni oraz miłości. Jednego możecie być pewni: w Londynie może zdarzyć się dosłownie wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. No i co bd dalej ? Ejjj...dawaj szybko next ! :P A Lou to...dalej mam na jego temat to samo zdanie...ale rozdział cudny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. rewelacyjny rozdział;)
    + zapraszam do mnie na 37

    OdpowiedzUsuń
  10. coraz bardziej mnie zaciekawiasz ;) z każdym rozdziałem chcę więcej i więcej . nigdy nie wciągnęłam się w żadne opowiadanie, tak jak w to ;3

    OdpowiedzUsuń
  11. Na moim nowy blogu pojawił się już czwarty rozdział z perspektywy Naomi. Więc serdecznie zapraszam do czytania, komentowania, zadawania pytań i dodawania do obserwowanych (: http://justpretendingthatwerecool.blogspot.com/ Przepraszam za spam, ale zależy mi na wybiciu się z nowym blogiem w świecie blogspotu.

    OdpowiedzUsuń