Archiwum!

sobota, 17 listopada 2012

Rozdział 26.


Wreszcie wszystko wróciło do normy. No, prawie. Siedząc teraz w ogromnym salonie Nialla i Księcia Louisa, odczuwałam wreszcie pewien spokój i niemal wielką radość.
Jak zwykle to wszystko dzięki Liamowi. To on zdecydował że urządzimy mini-przyjęcie. Zdawał sobie bowiem sprawę, że czegoś takiego potrzebuję. Chwili radości z bliskimi.
Upiwszy łyk przesmacznego soku pomarańczowego, spojrzałam na moją najukochańszą parę pod słońcem. Dwa gołąbki. Wystarczy że na nich spojrzysz, a uśmiech sam ciśnie ci się na wargi.
Faye w rozpuszczonych włosach, okalających jej nagie ramiona i krótkiej, czarnej sukience (która prezentowała jej długie, zgrabne nogi)  wyglądała przecudownie. Wciąż uwielbiłam dostrzegać w jej oczach te iskierki, kiedy patrzyła na Malika. To ciepło malujące się w jej oczach przeznaczone tylko dla niego.
Z kolei sam Zayn ubrał białą koszulę i dżinsy. Z uśmiechem, muskał ustami zaróżowiony policzek swojej dziewczyny, wciąż coś jej mrucząc. Bardzo często ją rozbawiał.
Z szerokim uśmiechem przeniosłam wzrok na Nialla, gawędzącego z Liamem. Obydwoje zawzięcie dyskutowali, niekiedy się śmiejąc. Payne co chwilę zerkał w moją stronę, a ja puściłam  do niego oczko. Tak wiele mu zawdzięczałam.
Następnie była moja babcia z panią Tiną. Przeglądały jakiś kobiecy katalog, wymieniając co chwilę swoje uwagi. Wyglądały przezabawnie. Moja babcia zmarszczyła czoło, wyrażając nerwowo swoją opinię. Pani Tina zagryzając wargi, kiwała wolno głową, najwidoczniej w końcu podzielając zdanie babci.
A ostatnią osobą w tym salonie był sam Książę Louis. Siedział samotnie w kącie, popijając zimną whisky. Co chwilę unosił zimny wzrok, by potem z powrotem spuścić go na swoje lśniące czernią buty.
Dźwignęłam się na nogi i powoli ruszyłam w jego stronę. Usiadłam obok niego, szturchając go lekko w ramię.
- Nie jesteś w humorze?
Cicho parsknął śmiechem.
- Oczywiście, że jestem w humorze. – mruknął.
- Nie widać.
Wbrew swojej woli… uśmiechnął się.
Wciąż nie mogłam uwierzyć jak Książę Louis się zmienił. Choć wcześniej mógł wydawać się tym złym… Teraz był po naszej stronie, a mi udało się ujrzeć w nim gdzieś głęboko inną naturę. Tą spokojną, wrażliwą i przede wszystkim dobrą.
Usilnie starał się nie patrzeć na Faye, lecz nie udawało mu się. Grymas niezadowolenia natychmiast wtargnął się na jego usta, gdy ujrzał Zayna całującego ją namiętnie w usta.
Szturchnęłam go lekko nogą, chcąc jakoś zagadać, odwrócić jego uwagę.
- Zjadłbyś coś? – palnęłam szybko, czerwieniąc się lekko, zdając sobie sprawę jakie to pytanie było nie na miejscu.
Obrzucił mnie uważnym spojrzeniem, które z każdą kolejną sekundą łagodniało.
- W sumie… jestem głodny. – odparł zupełnie szczerze.
Uradowana wstałam i pokierowałam się z nim do kuchni, co nie umknęło uwadze Niallowi – wiecznie głodnemu.
- Nawet nie próbujcie mi powiedzieć, że idziecie opróżniać lodówkę, nie zapraszając mnie! – rzucił obrażonym głosem, grożąc nam palcem wskazującym.
Powstrzymawszy się od wybuchnięcia śmiechem, natychmiast odparłam:
- Jak możesz tak pomyśleć?! Oczywiście, że nie idziemy opróżniać lodówki bez Ciebie!
Objął mnie przyjacielsko ramieniem, czochrając po włosach.
Weszliśmy do kuchni gdzie wyciągnąwszy dużo słodkości z szafek i kilka sałatek z lodówki, zasiedliśmy przy stole.
Po raz pierwszy od bardzo dawna czułam się szczęśliwa, bezpieczna i spokojna. Naprawdę tęskniłam za tymi uczuciami. Tęskniłam za bezproblemowym życiem.
Ale musiałam się pogodzić z tym jakie życie mnie spotkało. Musiałam pogodzić się z tym, że Motina pragnie mnie.
Zagryzłam wargę, przypomniawszy sobie jak powiedziałam Liamowi o tym jak można mnie od tego uwolnić.
Przez chwilą siedział sztywno, a potem spojrzał na mnie z nadzieją. Poczułam wtedy nagły uścisk w brzuchu. Protestowałam. Nie mógł zginąć. Nie przeze mnie!
Wciąż pogrążona w myślach, spojrzałam na dwóch braci siedzących przede mną. Cicho rozmawiali, pożerając porcję owocowej sałatki.
Nagle w mojej głowie zawitał Harry. Zupełnie nagle i niespodziewanie. Odkąd Liam się pojawił za wszelką cenę starałam się pozbyć Loczka z mojej głowy. To nie było jednak takie proste.
Jego wyraz twarzy i pozbawione uczuć oczy wciąż mnie nawiedzały. Chciałam wiedzieć co się z nim stało jednak moje pytania pozostawały bez odpowiedzi.
Ciekawiło mnie czy mnie szuka. Czy jeszcze w ogóle spojrzy na mnie tak cudownie jak za pierwszym razem.
- Vi?
Podniosłam wzrok, napotykając zatroskane czekoladowe oczy Liama.
- Dołączysz się do sałatkowej uczty? – spytałam, wymuszając na twarzy szeroki uśmiech.
- Jasne!
Klapnął obok mnie na krześle i wziąwszy jeden pojemniczek z sałatką, nabił na plastikowi widelec (wszyscy doskonale zauważyli jak wzdrygnął się zauważywszy łyżeczki) truskawkę, i włożył ją do buzi.
- O czym gadacie? – zagadnął, rzucając zaciekawione spojrzenie w stronę braci.
Ci natychmiast umilkli, patrząc w naszą stronę z wymuszonymi uśmiechami.
- Takie tam – machnął lekceważącą ręką Blondyn, ale udało mi się zauważyć jak puszcza oczko w moją stronę.
Dokończyliśmy sałatki, a potem pożarliśmy wspólnie czekoladę. Do tego co chwilę wybuchaliśmy śmiechami.
Ten wieczór był jednym z najlepszych w moim życiu. Wreszcie odpoczęłam, uśmiałam się i miałam przy sobie ludzi na których mi zależało i których kochałam (nie myśl o Harry’m, Vi).
***
W tym samym czasie, Francja.
Ta noc była wyjątkowo mroźna, ale gwieździsta i w pewien sposób piękna.
Gabriel wypuścił z ust obłoczek pary i zerknął na swojego lokowanego kumpla, który szedł tuż obok niego.
Czuł niezmierną radość, że wreszcie będzie mógł pokonać Antonio. Nie tylko zrówna rachunki, ale również uratuje Vicky.
Swoją drogą wszystko ostatnio mu się powodziło. Udało mu się przede wszystkim ściągnąć Harry’ego na swoją stronę. Z niejaką satysfakcją patrzył jak chłopak walczy sam ze sobą, jak odrzuca myśli o swojej dziewczynie i zaczyna wierzyć w to, że naprawdę mu na niej nie zależy.
Choć prawda była inna. Loczek kochał ją jak oszalały. Tylko dla samego Gabriela to był już inny chłopak. Planował go sprowadzić na tą samą drogę, którą kiedyś razem kroczyli. I udało mu się.
Zwycięski uśmiech wstąpił na jego wargi.
- Jego trop urywa się tutaj – powiedział Harry oziębłym tonem, wskazując palcem mały, opustoszały domek naprzeciwko nich.
- O tak – żółtooki wziął głęboki wdech i wsunąwszy dłoń do skurzanej kurtki, zacisnął ją na metalowym nożu. – Czujesz to zwycięstwo w powietrzu?
Nie otrzymał odpowiedzi. Lokowany chłopak zacisnął pięści i nawet nie kłopotał się by odgarnąć z twarzy loczki, które częściowo zasłaniały mu zielone oczy.
- Ej, rozchmurz się! W końcu będziemy robić to o czym zawsze marzyliśmy! – wykrzyknął, szturchając go w ramię. – Zabijemy go, Harry. Nie pamiętasz co on nam wszystkim wyrządził? Należy mu się…
- Nie. – chłopak powoli przeniósł na niego swój zimny, pozbawiony uczuć wzrok. – Nie powinniśmy go zabijać.
- Powinniśmy! Uratujemy Vicky… - zagalopował się. Natychmiast zasznurował usta.
Patrzył niepewnie na reakcję chłopaka. Drgnął lekko, a jego oddech przyśpieszył.
Lokowany znów ujrzał w myślach jej twarz… Jego serce zadudniło mu w piersi choć wiedział, że nie powinno. W ogóle powinien przestać o niej myśleć. Jednak jakaś część jego wciąż ją szaleńczo kochała. Zamierzała natychmiast ją odnaleźć. I obiecać trwanie u boku do końca życia, a nawet dłużej.c
Ruszyli naprzód, wiedząc, że tam w środku, dokonają zabójstwa.
Kiedy Harry chciał już zawrócić, stchórzyć, ujrzał wzrok Gabriela. Szydził z niego. Znów nim sterował niczym jakąś kukiełką.
A on nie mógł z tym walczyć.
Wziął głęboki wdech i pierwszy wszedł do pomieszczenia śmierdzącego wilgocią.
***
Dwie godziny później, 3:45, dom Vicky.
I tej nocy nawiedził mnie koszmar. Koszmar związany z Harry’m. W głowie ciągle odbijał mi się jego oziębły głos: Nienawidzę Cię.
Z każdą kolejną sekundą, spędzoną tak z tymi wszystkimi przytłaczającymi mnie myślami, zaczęłam wierzyć, że mówił prawdę.
Nienawidził mnie.
On mnie nienawidził.
Zadrżałam, nie przejmując się otwartym oknem. Zimny podmuch nocnego wiatru owinął się wokół mnie, jeszcze bardziej pobudzając.
Bałam się z powrotem zasnąć. Bałam się kolejnego snu – koszmaru, który tak bardzo mógł wydawać się realistyczny.
Byłam tym wszystkim tak bardzo przytłoczona, że już brakowało mi łez. Czy było możliwe, żebym wszystkie już wystarczająco wypłakała? Albo może już nie miałam wystarczająco sił na nie?
Gdy już drżałam, zalana zimnem, niechętnie wyplątałam się z pościeli i zamknęłam okno.
Właśnie wtedy to zauważyłam. Na kciuku u lewej dłoni pojawił się napis. Czarny, drobny napis. WYBRANA.
Zszokowana zaczęłam trzeć go, mając nadzieję, że zejdzie.
Nie zszedł.
Kiedy się pojawił? Co oznaczał? Jaka ‘’Wybrana’’?
Osunęłam się niepewnie na podłogę i cicho syknęłam.
A potem w domu rozległo się ciche pukanie do drzwi.
Dźwignęłam się na nogi i zeszłam na dół.
Na początku wzrok płatał mi figle i wydawało mi się, że to ON (jego imię rozpoczynało się na H a kończyło na y.)
Jednak to nie był ON. To był Liam.
Zaskoczona jego tak późną wizytą, narzuciłam na siebie bluzę i usiadłam na schodkach, tuż obok niego.
Twarz schowaną miał w dłoniach, a jego ciało drżało.
- Liam? – zapytałam przejęta, łapiąc jego dłoń i troskliwie ją ściskając.
- On nie żyje – wyszeptał zrozpaczonym tonem. Niepewnie podniósł wzrok, a ja w jego oczach ujrzałam słone łzy. – Vi, mój tato nie żyje.
Pokręciłam niedowierzająco głową.
Antonio nie żył?
Dlaczego?
- Co się stało?
- Gabriel i Harry. – Niepewnie się do mnie podsunął, a ja natychmiast się w niego wtuliłam. – Oni zabili mojego ojca… Żeby uratować Ciebie od Motiny…
- O czym ty mówisz, Liam? – zacisnęłam dłonie na jego koszuli, czując jak mój oddech niepewnie przyśpiesza. Zalała mnie fala bólu i niedowierzenia.
Harry? Też brał w tym udział? Po Gabrielu mogłam się tego spodziewać… ale… Harry? Chłopak, którego tak kochałam? Kim on był? Oszukiwał mnie przez ten cały czas kiedy mówił że mnie kocha?
Miałam taką nadzieję, że wszystko już będzie w porządku.
Jaka byłam naiwna.
- Motiny już nie ma, Vi. – Liam pogłaskał mnie po włosach. – I mojego taty również.
Mocniej go objęłam.
Liam pozostał sam. Stracił mamę i tatę. Siostrę.
Tak było mi go żal.
Zrobiłabym wszystko by go pocieszyć.
Poczułam jak nasze ciała niepewnie zaczynają się kołysać. Liam splątał moje palce ze swoimi.
Otoczyła nas cisza, które żadne z nas nie potrafiło przerwać.
Wdychałam łapczywie słodki zapach chłopaka, nie przejmując się zimnem, które nas otaczało.
Siedzieliśmy wtuleni w siebie, ciesząc się sobą, czując poparcie w tej drugiej osobie. Potrzebowaliśmy ratunku – my byliśmy dla siebie ratunkiem. Obydwoje.
 --------------------
Hejo! I kolejny rozdział za nami! :) Liczę na opinię i dziękuję! :*
Udanej soboty! 
KOCHAMY WAS! <3 

7 komentarzy:

  1. Kocham ten rozdział ! :D
    Vi będzie z Liamem, nieprawdaż? :D
    Z resztą nawet nie wiesz jak mi go szkoda..sam bez nikogo dobrze że mają chociaż siebie :)...
    Nie mam siły się rozpisywać wybacz :)
    Czekam na następny ^^


    +Btw pojawiła się nowość na http://icant1d.blogspot.de/ :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham tego bloga normalnie kocham i jestem od niego kurde uzależniona .. zapraszam na prolog ;D w moim nowym opowiadaniu
    mam nadzieje że skomentujesz :****
    http://wont-these-little-things.blogspot.com/

    KOCHAM CIĘ !

    OdpowiedzUsuń
  3. O Jezusie! Jak mi serce biło czytając twój rozdział! Nawet nie wież jaką przyjemność sprawia mi czytanie twojego bloga. Można by opisywać gon wieloma określeniami poczynając od cudowny, a kończąc na ciekawy, ale jedno najbardziej do niego pasuje... On jest po prostu PROFESJONALNY! Dziewczyno! Ty masz talent!
    Strasznie ciekawi mnie ta sprawa Harrego. Co z nim zrobił Gabriel?!
    Szybko dawaj następny!! Prosieee?

    http://from-hatred-to-love.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. No i oczywiście kolejny cudowny rozdział, którym jeszcze bardziej rozkochujesz mnie w tym opowiadaniu.
    Nie mogę doczekać się następnych części :3

    Pozdrawiam ;33
    http://i-can-be-your-shelter.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Marzyłam sobie żebyś dodała dziś nowy rozdział a tu BOOM! Jest :D
    I taaaaaaaaaki banan na twarzy :D
    Niech Vi będzie już do końca z Liamem <3
    A Harry? Harry jest dziwny -.-
    I ten napis na ręce ? Boze, co to jest ? :O
    Czekam z niecierpliwością na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku... Coś mi się zrobiło na twarzy i za wszelką cenę to coś a chodzi mianowicie i uśmiech nie chce zginąć :)
    Nie ma Motiny? Co teraz? Zapewne to będzie coś związane z tym napisem ,, wybrana" ale nie potrafię tego stwierdzić bo Twój umysł ciągle stanowi dla mnie wyzwanie:D
    Stajesz się, z dnia na dzień coraz bardziej perfekcyjna!
    Rozdział jest właśnie taki jakiego oczekiwałam pod koniec dnia!
    Pozdrawiam, Magda :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny, niesamowity, fantastyczny, genialny rozdział jak zawsze!
    Kurde. To Vi w końcu kogo kocha? Już się połapać nie mogę. ;/
    Od początku nie lubiłam Gabriela... Zmienił mego kochanego loczka w zabójcę...
    Btw. Szkoda mi Liama. Nie ma nikogo... No oczywiście poza przyjaciółmi. ;)
    Uf. Ale przynajmniej nie ma już Motiny... Chyba...
    A wgl. Co to za 'tatuaż' czy co to jest na jej palcu i co oznacza ta cała 'wybrana'?
    O Jezu. Tyle pytań. Tak mało odpowiedzi...

    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i zapraszam -->http://magiczneonedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń